"Kalejdoskop Estradowy"
autor: Zb. Adrjański
|
Wywiad z 2003 r. z
R. Gerczakiem,
w roli dziennikarza:
Edward
Hulewicz
patrz poniżej
|
Teatr Kalambur
|
"Kabaret Nadredaktora"
autor: Marcin Wolski
|
WYWIAD Z ROMANEM GERCZAKIEM
Wywiad 2003
w roli dziennikarza:
Edward
Hulewicz
Notka wstępna
Romek Gerczak jest nietuzinkową postacią na naszym rynku estradowym.
Niebywale zdolny satyryk, pełną gębą showman, inteligentny, dowcipny,
muzykalny. W moich licznych rozjazdach koncertowych, występy z nim we
wspólnych przedstawieniach, stanowią niemałą część. Potrafił w mig podbić
widownię, zjednać sympatię nawet opornych i zejść ze sceny w glorii.
Po wylansowaniu paru przebojów(m.in.: "Zabrałaś mi lato"),
staje się niebywale popularny. Wielokrotnie występuje w Opolu i innych
prestiżowych imprezach. W roku 73 otrzymał wyróżnienie za interpretacje
piosenki "Urodziny dziadka", a w roku 74 nagrodę za interpretacje
piosenki "Zabrałaś mi lato", w tym też roku wystąpił na festiwalu
w Rostocku. Przez parę lat współpracował z kabaretem "Elita".
Prywatnie jest niezwykle sympatyczny, życzliwy ludziom i wiecznie młody.
Nie zmienił się nic od czasów, kiedy go poznałem, zawsze uśmiechnięty,
ruchliwy, sypiący dowcipami. Mieszka we Wrocławiu, tam się zagnieździł,
tam założył agencję artystyczną i stamtąd niezmiennie do dziś wyjeżdża
na liczne koncerty po całym kraju. Łączy nas jeszcze pewna pasja. Komputery.
Wzajemnie się dokształcamy, radzimy, przekazujemy nowinki i cieszymy
nowymi odkryciami
1. Pamiętamy doskonale Twój superprzebój "Zabrałaś
mi lato". Swego czasu byłeś jednym z najpopularniejszych wykonawców
kabaretowych w Polsce. Powiedz jak to się stało, że zostałeś artystą?
Znalazłem, ostatnio, mój pamiętnik sprzed lat i nie wiem, czy się cieszyć,
czy płakać (ze śmiechu). A styl pisania i tematy jakie poruszałem- mój
Boże - takie naiwne. Niemożebne pierdoły mnie wtedy frapowały. Jednak
tematyka szkoły i buzujących hormonów zawsze na pierwszym miejscu. Pamięć
nie jest taka doskonała jeżeli chodzi o niuanse, a właśnie szczegóły
tworzą obraz moich początków kontaktu ze sceną. Ale czy szczęście to,
ot - niuans? Ciekawe, ale dochodzę do wniosku, że mnie ukształtowały
dwa czynniki: to COŚ co mam w sobie, co mnie wikłało ze światem artystycznym.
Oczywiście na każdym poziomie życia inaczej. To nie ja pchałem się z
łokciami, te wybory padały pomimo mnie. Tak jakby to ktoś za mnie czynił
wybór. Weźmy kolonie letnie. Nie wybierano mnie do drużyny w piłkę nożną,
a tym bardziej w kosza, nie stawałem się automatycznie przywódcą stada
starszaków, ale od razu wpakowano mnie do wybrańców przygotowujących
program artystyczny na ognisko. Ja nie wiedziałem że to potrafię, a
oni wiedzieli. Może oni widzieli oczami wyobraźni to, czego ja nie widziałem
w sobie, bo nie miałem nawet o tym mglistego pojęcia. A potem to już
jakoś tak samo poleciało; ktoś tam kiedyś usłyszał jak na obozie harcerskim
śpiewam i zaproponował: Przyjdź na próbę, a po roku już miałem swój
debiut. Właśnie z pamiętnika wyczytałem, że zawyłem trzy piosenki (bo
to jeszcze nie było śpiewanie).
Pamiętam (wiele lat później), że dyr. Ludwik Klekow, gdy występowałem
w kabarecie ZAKR na pięterku, na Krakowskim Przedmieściu, powiedział
mi: Romek ty nie cuduj (bo możliwe, że nadgorliwie przerysowałem interpretację
piosenki), ty masz wejść na scenę i po prostu być.
Drugim czynnikiem niesamowicie ważnym to SZCZĘSCIE. Mogę wymienić sporą
liczbę zdarzeń (tych znaczących i całą masę poślednich), które były
szczęśliwymi przypadkami, a które tak generalnie zmieniały moje drogi
wyboru. Wiele razy, w wywiadach, mówiłem jak się rozpoczęła moja droga
artystyczna. Wiele razy przytaczałem tylko fakty, że na początku (chronologicznie)
był zespół estradowy pod kierownictwem Mariana Koniecznego, potem zespół
big-bitowy, kilka kabaretów amatorskich, Studencki Teatr "Kalambur",
wreszcie kabaret "Elita", wyjazd do Warszawy i tu przez kilka
lat występy w kabarecie "ZAKR", udział w przedstawieniach
"Stodoły", Festiwale Piosenki Studenckiej w Krakowie i w Opolu,
nad morzem FAMA, Festiwale Polskiej Piosenki w Opolu, koncerty w kraju,
wyjazdy zagraniczne itd. itd. Nigdy jednak nie roztrząsałem, jakie siły
spowodowały, że obrałem taką drogę w życiu, co było motorem tych decyzji.
Dopiero zdarzenie sprzed kilku lat rozjaśniło mój umysł.
Był dzień. Pierwsze lata po PRL-u. Problem, i to wielki, z przestawieniem
się na całkowicie nowe tory myślenia (mogłem się tylko pocieszyć, że
u nas to pryszcz, ale w Rosji - tam dopiero jest pasztet), a co najważniejsze:
kłopot z jakąkolwiek pracą i z przyswojeniem nowych mechanizmów kierujących
prawami rynku estradowego. Tak, to była burza w mózgu.
Szedłem jakąś rzadko odwiedzaną przeze mnie ulicą i naraz:
- Cześć Romek! - stoi przede mną jakiś człowiek, którego nie kojarzę.
Jednak on zawołał mnie po imieniu, więc...
- Nie pamiętasz mnie? - Nauczony przykrymi doświadczeniami, kiedy chcąc
być miłym udawałem, że pamiętam, a potem wyłaziło szydło z wora, że
kręcę i nie wiem, kto zacz, odrzekłem:
- Nie pamiętam, ale ....
- Byłeś moim nauczycielem. Jestem Władek R. - W dalszym ciągu pustka.
- A w jakiej szkole?
- W Technikum Chłodniczym.
- A, cha!
Ludzie, to duży szmat czasu.
- Przyjechałem na kilka tygodni z USA i jak miło, że cię spotkałem.
Jak już się rozgadaliśmy, okazało się, że mieszka tam na stałe od dziesięciu
lat, jest pierwszy raz w Polsce od wyjazdu, muzykuje w Nowym Yorku,
przywiózł ze sobą pierwszorzędne klawisze i rzucił:
- Wdepnij do mnie, pogadamy, a może byśmy coś wspólnie nagrali nim wyjadę?
I tak, w ciągu krótkiego czasu, powstał materiał muzyczny
na płytę i kasetę. Po jego wyjeździe dograłem vocale i dodatkowe instrumenty.
A w oparciu o ten materiał zmontowałem nowy program estradowy pt. Kabaretowa
biesiada".
Więc pytam: co i jaka siła kazała mi iść tamtego dnia, tą ulicą i o
tym czasie, w tak dużym mieście, by spotkać Władka R., co skutkowało
tak brzemiennie. Nie ukrywam, że było to bardzo ważne wydarzenie w moim
życiu. To było szczęście.
Na takich przypadkach opiera się całe moje życie. Oczywiście, ja byłem
do tego przygotowany - nosiłem w sobie potencjał, który czekał na inicjację,
by mógł zaowocować. Całkiem spokojnie mogę powiedzieć o sobie, że jestem:
lucky man.
2. Mieszkasz we Wrocławiu, a więc poza stolicą, w
tej chwili na listach przebojów nie masz swojego hitu, mimo to, jak
wiem nieprzerwanie prowadzisz bardzo ożywioną działalność koncertową,
a więc istnieje cały czas, że tak brzydko powiem, zapotrzebowanie na
Ciebie Opowiedz coś o tym.
To prawda. Mam dość sporo koncertów. Szefowie domów i
ośrodków kultury pamiętają Gerczaka i piosenkę "Zabrałaś mi lato"
. Cieszę się, że ludzie mnie zapamiętali jako wykonawcę, którego można
jeść łyżkami. Jednak trzeba się zareklamować, przypomnieć, zaproponować
ciekawy program. Bardzo pomaga mi w tym moja dusza kabaretowa. Najbardziej
byłem zdziwiony (ale dopiero po czasie, bo początkowo czułem, jakby
się na mnie zawalił wiadukt kolejowy), gdy usłyszałem "Zabrałaś
mi lato" w wykonaniu zespołu Disco Polo. Już mniej byłem zdziwiony,
gdy ten mój przebój zaśpiewał Rudi Schubert. Byli tacy, którzy mówili:
pozwij ich do sądu. Ale tymi nie ma co się przejmować - to zazdrośnicy,
bo "Zabrałaś mi lato" to już klasyka.
3. Jesteś zapalonym internautą, mam tego bakcyla,
bo sam go połknąłem. Wiem, że można z Tobą na ten temat mówić godzinami.
Czytelników na pewno zainteresuje ta tematyka. Podziel się z nami swoją
wiedzą na ten temat.
O, ho! Nadepnąłeś na mojego konika. Temat rzeka. Oczywiście
jestem amatorem i tak zafascynowany zjawiskiem "komputer i Internet",
że ucierpiała na tym moja zachłanność na czytanie książek. Wieczny brak
czasu. Oczywiście mam nawet sporo książek na płytach CD, ale zabawa
z nowymi propozycjami jakie pojawiają się strumieniem na rynku komputerowym
zabiera mnóstwo czasu. Nie, nie gram w żadne gry komputerowe, nie mam
na to czasu i nie przepadam. Najchętniej zajmuję się programami do obróbki
muzyki. Z niepokojem zauważyłem, że z ludźmi, z którymi się spotykam,
z którymi dawniej gaworzyłem o literaturze, muzyce, sztuce, teraz najpierwszym
tematem jest wszystko to, co wiąże się z komputerem. A w ogóle to temat
na osobny wywiad.
4. Wiele spędziliśmy razem tras koncertowych. Czy możesz
podzielić się z naszymi czytelnikami swoimi odczuciami na temat tej
współpracy?
Ed, wygląda na to, że chcesz bym mówił o Tobie. Z miłą
chęcią. Zawsze Cię podziwiałem za Twoją dużą klasę i wrażliwość. Ten
Twój niepowtarzalny tembr głosu, nienaganne maniery, wdzięk sceniczny.
Pamiętam nasze wspólne koncerty, było ich mnóstwo. Wyjazdy na kilkunastodniowe
trasy koncertowe. Po prostu praca, kierat. Jak wszystkie koncerty na
żywo, każdy był inny, choćby się śpiewało ten sam repertuar. Każdy z
wykonawców układał swój blok piosenek z utworów, które wcześniej prezentował
w TV, więc publiczność na koncertach podchwytywała znane refreny. Nie
zapomnę, jak cała widownia z wielką ochotą śpiewała znakomity Twój przebój:
"Za zdrowie pań" i skandowała moje "Zabrałaś mi lato".
Jednak występy w programach TV i na wszelakich festiwalach były niepowtarzalne.
Do każdego programu TV przygotowywałem się szczególnie, wiedząc, że
ogląda nas ogromna ilość ludzi, a festiwale są wyjątkowo lubiane. Wszyscy
wykonawcy rozproszeni po całym kraju występowali w swoich programach
i tylko festiwale były okazją do wspólnego spotkania. Brak mi tych spotkań.
Czasami myślę, że to inna epoka. Coś się skończyło, co było przynależne
naszej młodości. Czy nie wydaje Ci się, że nie pasujemy do obecnej mody
estradowej. Teraz młodzi, tak jak my kiedyś, narzucają światu całkiem
nowe trendy. Robią to od niechcenia, ale nam stawiają wysoką poprzeczkę.
Co takiego jest w młodości, że dorosłych tak czaruje?
Witold Gombrowicz w swoich "Dziennikach" usiłując zdefiniować
młodość i czemu jest taka powalająca, cudowna doszedł do wniosku, że
młodzi mają swoją młodość w dupie, im nie zależy na niej. To dorośli
się nią zachwycają, a oni - pełna olewka. I to nas tak zniewala i rzuca
na kolana. Więc myślę, że należy olać naszą dorosłość, by nie mieć kompleksów.
Czy to nam się uda - a to już inna sprawa.
5. Co w tej chwili zawodowo i prywatnie robi artysta
Roman Gerczak i jak wyglądają jego plany na najbliższą przyszłość?
Jak wiesz, Polskie Nagrania wydały moją płytę. Cieszę
się, bo mogłem umieścić na niej wybrane piosenki, które nagrałem wcześniej
w różnych studiach nagrań i z różnymi orkiestrami. Oczywiście jest też
tytułowa "Zabrałaś mi lato". Kilka lat temu założyłem Biuro
Organizacji Imprez "BOI" przez które, wysyłając oferty, organizuję
koncerty sobie i innym wykonawcom. W moim najnowszym programie pt. "Zabrałaś
mi lato - kabaretowa biesiada" staram się bawić razem z publicznością.
Na szczęście my mamy swoją widownię. W ich uszach pozostały niezatarte
ślady przebojów, które mówią im o ich miłościach, uniesieniach - o ich
młodości. W wyobraźni zakwitają kwiaty z tamtych lat.
Bardzo ważne jest, że z ogromną siłą wraca moda na nasze piosenki. Widzę
też, że młodzi ludzie chętnie i często uczestniczą w takich imprezach.
Podczas mojego koncertu zapraszam chmarę dzieciaków i młodzieży na scenę
i wspólnie tworzymy widowisko - happening. Są rewelacyjni. To trzeba
zobaczyć. Na scenie czuję się bardziej zwariowany niż na co dzień. Poza
nią mógłby odezwać się brzęczyk: bój się Boga, przecież patrzą na ciebie
ludzie, nie wstyd ci, co ty wyprawiasz! A scena wyzwala jakieś szalone
siły i można by rzec, że tam jestem drugim ja, więc chyba jednak jestem
trochę porąbany. A zresztą, kto chce widzieć na estradzie normalnego
gościa. Normalnych mają na pęczki w domu, na ulicy, w biurach. Artystów
utożsamiają ze świrusami - no i bardzo dobrze. Za to Was lubię.
A prywatnie? - w zimie - trochę na nartach, w lecie - ciut konno i cały
czas szukam, gdzie tu znaleźć trochę czasu na czytanie. W tym cholernym
samochodzie, gdy prowadzę, nie da się czytać.
Plany na przyszłość? - jestem ostro skołowany, chcę odpocząć, ale dam
o sobie jeszcze znać. Przysięgam Wam.